Widziałem tego pana dużo wcześniej. Zwrócił moją uwagę gdyż, to dość
niespotykane w tej kulturze, aby dzieckiem zajmował się mężczyzna. Szedł
przez miejscowość położoną na zboczu. Chciałem mu zrobić zdjęcie ale
nie spodobało mi się otoczenie w którym go spotkałem. Przypomniałem
sobie natomiast że przed momentem mijałem świątynię, może gdybym
połączył te dwa elementy ( starszy pan i świątynia w tle ) coś by z tego
wyszło. Zbiegłem na dół, przycupnąłem na schodkach. Czekałem licząc
na to że schodzący w dół pan przechodził będzie właśnie obok mnie. Moje
czekanie zostało nagrodzone, po krótkim czasie z uliczki po lewej
stronie wyłonił się mój główny bohater zdjęcia. Zdjęcia którego elementy
już dawno rozrysowane miałem w głowie.
Plan był prosty, pojedyncza postać w wąskiej ciemnej uliczce, wkomponowana w białą ścianę świątyni.
Plany, planami a rzeczywistość swoją drogą.
Starszy pan zmierza prosto na mnie, kurczowo trzymając się lewej strony kadru. Wtapia się w tło i ginie w szarościach ulepionego z ziemi muru. Nic z tego nie będzie, pomyślałem sobie w momencie w którym zaczął mnie mijać. Dokładnie wtedy zatrzymał się, przystanął na schodkach na których ja siedziałem i kompletnie ignorując moją obecność zaczął się rozglądać po okolicy w sposób w jaki robią to ludzie którzy szukają drogi będąc w jakimś miejscu po raz pierwszy w życiu. Robiłem zdjęcia zupełnie nie zwracając na siebie uwagi, zostałem całkowicie zlekceważony.
I paradoksalnie bardzo mi to odpowiadało.
Pomyślałem sobie wtedy że, najlepsze co może się przytrafić fotografowi to zostać całkowicie zlekceważonym przez otoczenie.
Mieć możliwość poruszania się i kierowania obiektywu na każdą postać, w każdym kierunku ...
Plan był prosty, pojedyncza postać w wąskiej ciemnej uliczce, wkomponowana w białą ścianę świątyni.
Plany, planami a rzeczywistość swoją drogą.
Starszy pan zmierza prosto na mnie, kurczowo trzymając się lewej strony kadru. Wtapia się w tło i ginie w szarościach ulepionego z ziemi muru. Nic z tego nie będzie, pomyślałem sobie w momencie w którym zaczął mnie mijać. Dokładnie wtedy zatrzymał się, przystanął na schodkach na których ja siedziałem i kompletnie ignorując moją obecność zaczął się rozglądać po okolicy w sposób w jaki robią to ludzie którzy szukają drogi będąc w jakimś miejscu po raz pierwszy w życiu. Robiłem zdjęcia zupełnie nie zwracając na siebie uwagi, zostałem całkowicie zlekceważony.
I paradoksalnie bardzo mi to odpowiadało.
Pomyślałem sobie wtedy że, najlepsze co może się przytrafić fotografowi to zostać całkowicie zlekceważonym przez otoczenie.
Mieć możliwość poruszania się i kierowania obiektywu na każdą postać, w każdym kierunku ...